You are currently viewing W poszukiwaniu scen walki – cz.2

W poszukiwaniu scen walki – cz.2

Ostatnio dużo czasu spędziłam z bohaterami „czarnego wątku” mojej opowieści. Zdarza się, że obrazy przesuwające się przed moimi oczami przyprawiają mnie o ciarki. Tylko jak oddać to napięcie w tekście? Wracam do poszukiwań scen walki.

W poprzedniej części przytaczałam sceny z „Wiedźmina” A. Sapkowskiego.  Niestety, wtedy przypomniały mi się fragmenty, które swoją konstrukcją powodowały, że wyskakiwałam z powieści. Dzisiaj robię jeszcze jedno podejście – tym razem będzie to „Chrzest ognia”.

Pierwszą część artykułu znajdziesz TUTAJ.

Poczucie humoru w scenach walki

– Uważaj, Jaskier – syknął Wiedźmin, niepostrzeżenie rozpinając klamrę płaszcza. Zagrzmiało.

Hayekar zbliżył się do jeźdźca, naiwnie licząc na transakcję swego życia. I była to transakcja jego życia, może nie najlepsza, ale na pewno ostatnia. Jeździec stanął w strzemionach i z rozmachem wbił mu nadziak w wyłysiałe ciemię. Handlarz padł bez jęku, zadygotał, zatrzepał rękami, zorał obcasami mokry dywan liści. Któryś z buszujących na wozie zarzucił rzemień na szyję woźnicy, zacisnął, drugi przypadł, dźgnął sztyletem.

Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia – rozdział 2 (Geralt i Jaskier opuszczają Brokilon)

Andrzej Sapkowski wprowadza do powieści bardzo charakterystyczny rodzaj humoru. Jaki efekt to wywołuje? Jeśli się roześmiałeś, to pewnie powyższy cytat w jakimś stopniu cię zaangażował. Jest też szansa, że zapamiętasz ten fragment na dłużej. Z drugiej strony, taki zabieg obniżył napięcie w scenie i nie byłam już w stanie wziąć jej na poważnie. Ale spokojnie, to dopiero początek akcji 😉

Obraz, szczegóły, dynamika i humor

Jeden z konnych rzutem podniósł kuszę do ramienia mierżąc w Jaskra. Geralt miał już jednak w ręku miecz, wyrzucony z wozu hayekara. Uchwyciwszy broń w połowie klingi, cisnął nią jak  oszczepem. Przeszyty kusznik zwalił się z konia, wciąż z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy.

– Uciekaj, Jaskier!

Jaskier dopadł Pegaza i dzikim susem skoczył na siodło. Skok był jednak trochę zbyt dziki, a poecie brakowało wprawy. Nie zdołał utrzymać się łęku i zleciał na ziemię po przeciwnej stronie konia. I to uratowało mu życie, klinga miecza atakującego jeźdźca z sykiem przecięła powietrze nad uszami Pegaza. Wałach spłoszył się, targnął, zderzył z koniem napastnika.

– To nie elfy! – ryknął jeździec w hełmie z nosalem, dobywając miecza. – Żywych brać! Żywych!

Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia – rozdział 2 (Geralt i Jaskier opuszczają Brokilon)

Dużo się dzieje w tym krótkim fragmencie – Geralt rzuca mieczem, krzyczy, Jaskier wskakuje na konia… tak…, koń się płoszy, zostają rozpoznani… Zrobiło się bardziej dynamicznie. Autor nie stracił jednak poczucia humoru! „Przeszyty kusznik zwalił się z konia, wciąż z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy.” – druga część zdania lekko spowalnia akcję, każąc się skupić na wyrazie twarzy. Mam wrażenie, że film przed moimi oczami na chwilę przechodzi w tryb slow-motion, by zaraz wrócić do naturalnej prędkości.

Dalej Jaskier spada z konia. W tym miejscu nie potrafiłam się nie roześmiać. Autor spowodował, że przeżywam mieszankę sprzecznych emocji – lęk bohatera i własne rozbawienie opisem. Prawdopodobnie jeśli ktoś nie zna postaci Jaskra, to scena ta będzie mniej zabawna. Ale autor zaraz wciąga mnie z powrotem w akcję pokazując, że sprawa jednak jest poważna, a bohater właśnie ocalił życie.

Cała scena jest opisana tak, by czytelnik wyraźnie ją zobaczył. Dzięki pokazanym szczegółom i zbliżeniom wzrasta jego zaangażowanie. „Klinga miecza atakującego jeźdźca z sykiem przecięła powietrze nad uszami Pegaza” co widzisz i słyszysz? Autor najpierw pokazuje ostrze miecza i syk przecinanego powietrza, jeździec jest w tle. Gdyby to zdanie odwrócić ukazując w pierwszej kolejności jeźdźca, akcja straciłaby na dynamice.

Groteska

Jeden z tych, którzy zeskoczyli z wozu, zasugerował się rozkazem, zawahał. Geralt zdążył już jednak dobyć własnego miecza i nie wahał się ani sekundy. Zapał dwóch pozostałych schłodziła nieco lecąca na nich fontanna krwi. Wykorzystał to i zarąbał drugiego. Ale konni już siedzieli mu na  karku. Wywinął się spod ich mieczy, sparował cięcia, wykonał unik i nagle poczuł dojmujący ból w prawym kolanie, poczuł, że pada. Nie był ranny. Leczona w Brokilonie noga zwyczajnie i bez ostrzeżenia odmówiła posłuszeństwa.

Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia – rozdział 2 (Geralt i Jaskier opuszczają Brokilon)

Czy któreś zdanie cię zatrzymało? Mnie tak. To: „Zapał dwóch pozostałych schłodziła nieco lecąca na nich fontanna krwi.” Jest groteskowe i abstrakcyjne. Od razu zobaczyłam scenę rodem z „Kill Bill”, gdzie krew tryska fontanną pod sufit (tutaj pod korony drzew), potem z drugiej, trzeciej… i czemu nie, z czwartej perspektywy 😉 No dobrze. Teraz mówię już o „Kill Bill”, nie o Wiedźminie 😉 Wracając do tekstu, w głowie natychmiast usłyszałam zdanie – Schłodziła? Przecież tryskająca krew jest ciepła… I jak tu nie wyskoczyć z akcji powieści? 😉

Chwilę później akcja przyspiesza: „Wywinął się spod ich mieczy, sparował cięcia, wykonał unik i nagle poczuł dojmujący ból w prawym kolanie, poczuł, że pada.” Jest tu dynamika i tempo nadane prze krótkie wyliczenie. Ewentualnie „poczuł, że pada” można by zastąpić przez: upadł.

No i właśnie! Geralt upadł! Noga odmówiła mu posłuszeństwa. Co teraz? W tym momencie prawdopodobnie nie przerwał byś czytania, prawda? 😉 Niepewność o losy bohatera angażuje czytelnika.

Nowe okoliczności

Zamierzający się na niego obuchem topora pieszy stęknął nagle i zatoczył się, jak gdyby ktoś pchnął go silnie. Zanim upadł, Wiedźmin spostrzegł strzałę z długimi lotkami, wbitą w bok napastnika do połowy brzechwy. Jaskier wrzasnął, wrzask zagłuszył grom.

Uczepiony koła wozu Geralt zobaczył w świetle błyskawicy jasnowłosą dziewczynę z napiętym łukiem, wypadającą z olszynki. Konni też ją dostrzegli. Nie mogli jej nie dostrzec, bo jeden z nich właśnie przewalał się przez koński zad z gardłem zamienionym przez grot w karminową miazgę. Trzej pozostali, w tym dowódca w hełmie z nosalem, z miejsca ocenili niebezpieczeństwo, z wrzaskiem pogalopowali w kierunku łuczniczki, kryjąc się za szyjami koni. Sądzili, że końskie szyje stanowią dostateczną osłonę przed strzałami. Mylili się.

Maria Barring, zwana Milvą, napięła łuk. Mierzyła spokojnie, z cięciwą przyciśniętą do twarzy.

Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia – rozdział 2 (Geralt i Jaskier opuszczają Brokilon)

Przychodzi nieoczekiwany ratunek. Pojawia się nowa postać. Nie od razu widać kim jest. Znając wcześniejsze wydarzenia można się domyślić, ale przecież już samo domyślanie się pokazuje, że czytelnik jest wciągnięty w akcję. Poza tym, podanie na wstępie tożsamości spowolniło bo wszystko. Tutaj natomiast akcja rwie wartko do przodu, aż do celowego spowolnienia – nowy akapit, zupełnie inny rytm i przekaz zdania. Dowiadujemy się kim jest nowa postać w przerwie „na oddech”, gdy stoi spokojnie i można się jej uważnie przyglądnąć 😉

„Jaskier wrzasnął, wrzask zagłuszył grom.” – tutaj wybija się powtórzenie, które rozrywa zdanie i burzy jego płynność.

Karminowa miazga znowu wrzuciła mnie w świat „Kill Bill” 😉

Kontrast

Pierwszy z atakujących wrzasnął i zsunął się z konia, stopa uwięzła mu w strzemieniu, podkute kopyta zmiażdżyły go. Drugiego strzała wręcz zmiotła z kulbaki. Trzeci, dowódca, był już blisko, stanął w strzemionach, wzniósł miecz do ciosu. Milva nie drgnęła nawet, nieustraszenie patrząc na napastnika, napięła łuk i z odległości pięciu kroków wsadziła mu strzałę prosto w twarz, tuż obok stalowego nosala. Strzała przeszła na wylot, zrzucając hełm. Koń nie zwolnił galopu, pozbawiony hełmu i znacznej części czaszki jeździec przez kilka chwil siedział w siodle, potem powolutku przechylił się i plusnął w kałużę. Koń zarżał i pobiegł dalej.

Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia – rozdział 2 (Geralt i Jaskier opuszczają Brokilon)

Nadal przebywam w świecie „Kill Bill” 😉 Widzę tu fajny kontrast między natłokiem szybkich wydarzeń, wręcz chaosem po stronie przeciwników, a spokojną i skupioną wojowniczką.

Udostępnij