Czasami mam wrażenie, że autor powieści koniecznie chciał na wstępie poinformować czytelnika o tle wydarzeń i relacji bohaterów. W efekcie podał stanowczo zbyt wiele informacji na raz, w pigułce. Zupełnie niepotrzebnie.
Świetnym przykładem jest poniższy fragment książki „Imperium kontratakuje” Donalda F. Gult’a (Wyd. Interart, W-wa 1991). Autor przedstawia wydarzenia z filmu o tym samym tytule, należącego do pierwszej trylogii „Gwiezdnych Wojen”.
Z odbiornika dobiegły trzaski, a potem przez zakłócenia przedarł się znajomy głos:
– To ty, mały? O co chodzi?
Głos był nieco dojrzalszy i jakby ostrzejszy od głosu Luke’a. Przez chwilę młody mężczyzna wspominał ciepło pierwsze spotkanie z koreliańskim kosmicznym przemytnikiem w ciemnym, pełnym obcych, szynku w porcie kosmicznym na Tatooine. Teraz Han był jego jedynym przyjacielem, który nie należał oficjalnie do Rebelii.
– Zamknąłem swoje koło, nie wykryłem żadnych sygnałów życia…
Ile informacji w tak krótkim fragmencie! Tylko, czy wszystkie są tutaj potrzebne? Mamy początek rozmowy dwóch bohaterów i opis głosu, z którego rozumiem, że jeden z nich jest starszy. Mamy wspomnienie Luke’a, z którego dowiadujemy się, że drugi bohater, jest koreliańczykiem, przemytnikiem i gdzie się poznali. A na koniec narrator informuje nas, że druga postać ma na imię Han, jest jedynym przyjacielem Luke’a i że nie należy oficjalnie do Rebelii. Uf!
No dobrze, przeanalizujmy je
Prawdę mówiąc, część z tych informacji w ogóle nie jest istotna, a inne można zgrabniej przekazać w dalszej części opowieści. Poza tym, zgromadzone w takim fragmencie i tak wylecą czytelnikowi z głowy, albo gorzej… w ogóle nie będą zrozumiałe, bo to przecież sam początek książki.
To, że Han Solo – bo o niego tu chodzi – jest koreliańczykiem, przez wszystkie trzy części filmu „Gwiezdne Wojny” nie miało większego znaczenia, a tym bardziej nie ma znaczenia tutaj. Właściwie, chyba dotarło to do mnie dopiero, gdy czytałam książki o młodości Hana. Gdzie poznał Luke’a też w tej chwili zupełnie nie jest istotne, to inna opowieść. To, że jest przemytnikiem i nie należy do Rebelii dowiemy się i tak trochę później, gdy będzie chciał odlecieć z planety i pokłóci się z księżniczką Leią, nie ma potrzeby wprowadzać tych informacji teraz. Właściwie, gdy oglądałam film, dopiero z ich kłótni dowiedziałam się, że Han nie przyłączył się jednak do rebeliantów. W opisanej scenie nie jest też istotne, że jest starszy od Luke’a, to znacznie łatwiej pokazać później, gdy w końcu go zobaczymy. Później też przekonamy się, że przyjaźni się z Luke’iem, gdy będzie go szukał.
Dodatkowo, na początku mamy aż trzy razy powtórzone słowo „głos”. Jest też spójnik „jakby” – często w tekstach nadużywany, więc warto zwrócić na niego uwagę.
To co właściwie jest tutaj ważne? Że bohaterowie się znają. Można też pokazać, że się lubią.
Z odbiornika dobiegły trzaski. Luke wyłowił niewyraźne słowa:
– To ty, mały? O co chodzi? – uśmiechnął się słysząc znajomy głos Hana.
– Zamknąłem swoje koło, nie wykryłem żadnych sygnałów życia…
Teraz ten fragment wydaje mi się lżejszy, ciągnie mnie do przodu, chcę wiedzieć, co wydarzy się za chwilę…
A ty jak myślisz?